poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Prostytucja

Brat K. trafia do szpitala z zapaleniem trzustki. W tym samym czasie, z tym samym problemem zmaga się mąż J. Nie mamy nawet czterdziestki, a już umieramy.

Ponagla to wszystko do stawiania pytań o sens. Pytań, na które zdałoby się dawno sobie odpowiedzieliśmy. W dramatach juwenilnych lektur, przewlekłych depresjach młodych lat, w lekturach – w Upadku Alberta Camus, w rozpaczy Ciorana albo obłędnych przemyśleniach postaci u Sartre’a. To znaczy w zasadzie nie odpowiedzieliśmy. Czy jest odpowiedzią bezsens? Czy jest nią hedonizm? Ateizm natomiast jest poza obszarem tych pytań. Z „co najmniej agnostycyzmu” już się nie wydostaniemy. Chyba, że w szaleństwo. Logika pierwszych, ważnych odpowiedzi nie zmieniła się nawet odrobinę, żadne fakty, zmienne, ani przesłanki nie stały się inne.

Coraz lepiej poznajemy ludzi, coraz głębiej poznajemy siebie. Uświadamiamy sobie, że jesteśmy takimi samymi, zarozumiałymi, egoistycznymi skurwysynami, jak inni oraz że nie ma od tego ucieczki. To co jeszcze wczoraj, w durnym idealizmie było moralnością, dziś nazywamy głupotą. Dojrzeliśmy. Jak u Zanussiego, w cudownych Barwach ochronnych, wydorośleliśmy z Kruszyńskiego w Szelestowskiego. Z wolna zaczynamy być gotowi urządzać innym piekło podobne do tego, jakie urządzono nam. Dojrzewamy do ojcostwa.

W tym samym czasie wątpimy – wszyscy – w obrane ścieżki. Wygranym jest się najczęściej we wszystkich poza własnymi oczyma. Mnie zazdroszczą pieniędzy. Ja zazdroszczę lifestyle’u. Lifestyle kończy się u brata K. chorobą. Piękna kobieta, której mu zazdrościłem odchodzi od niego, a ja wiem już, że każdy ma cenę. Zaś kiedy wszystko ma kod kreskowy, a my dobrą kartę, świat staje się nudny. Pragniemy teatru, spektaklu, przygody. Gdzie są te wszystkie flirciary naszych młodości? Dlaczego przestały się łasić dla naszych nabrzmiałych pożądaniem spojrzeń? Dlaczego postanowiły zostać kurwami w korpo? Dlaczego wszyscy w końcu do tego paśnika docierają?

Mam wiele lat, za wiele. Nudzą mnie znajomi. Mentalna starość jest u nich pierwszą fazą raka. Szaleństwo, idealizm, barwność i różnorodność przehandlowali za piątkę netto. Nie jestem zresztą lepszy, co najwyżej droższy. Niewiele zresztą.

Latamy do Toskanii, Brazylii albo Tokio, a doświadczenia te nie dotykają nas bardziej, niż spacer w dzieciństwie. Pracuję z pożytkiem dla społeczeństwa, wiele wnoszę, niemniej wynoszę, a z drugiej strony boję się, że trwonię - że trwonię czas i umiejętności, że robię coś poniżej moich możliwości, że lata dojrzałe, że lata trzydzieste nie po to są, by robić rzeczy błahe, a po to, by robić rzeczy ważne; że coraz mniej czasu do zaprzepaszczenia, że coraz więcej odwagi potrzeba i siły, prawdziwej odwagi i wewnętrznej siły, żeby nie zostać przemielonym przez świat na miernotę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz